wtorek, 24 marca 2015

Nowe życie.

Kochani... Juz któryś z kolei post, w którym piszę do Was, że się poprawię, że wrócę tu, że prowadzę od nowa, że znów będę często... ale kończy się na słowach. Przepraszam. Nie będę więc pisała, że teraz wracam. Po prostu wrócę. Dużo się zmieniło. Zauważcie na pewno zmianę w moim sposobie wyrażania siebie. Bo wyrażam tu siebie pisząc to wszystko, teraz również. Nie wiem do ilu osób dotrze mój blog, do ilu dociera, ale widzę ze mimo mojej nieobecności Wy jesteście. Dziekuje za to! Choć komentarzy mało, wiec mój mail nie przypominał o tym blogu, to statystyki są całkiem niezłe jak na miejsce, w którym nie ma nic nowego od jakiś 9 miesięcy. To długi czas. W sumie tytuł NOWE ŻYCIE nie jest przypadkiem. Zaczęłam chyba żyć inaczej. A raczej na pewno. Przede wszystkim zmieniły się wartości w moim życiu. Zaczęłam być inna. Dorosłam. Być może jest to kwestia odgorna, gdyż czasem los zmusza nas do tego by dorosnąć szybciej. Tak naprawdę nie wchodzilam to od czerwca 2014 -pisząc wtedy tamten post zamierzałam wpaść tu po rekolekcjach, opisać je trochę, podzielić się doświadczeniem Boga, ale... Wróciłam z nich i straciłam najważniejsza osobę w moim życiu. Jutro miałaby urodziny. W zasadzie to ma. Wiem, ze jest nadal obok. Ale ból który przeszywa moje serce, wtedy kiedy było to świeże był nie do zniesienia. Nadal jest trudno. Ale jest inaczej. Widzę, że czas wcale nie leczy ran. To nie znika, niezmniejsza sie, nie paruje. Czas uczy mnie żyć z tą raną. A Bóg pomaga. Właśnie skończył się czas mej intensywnej ciemności w wierze. Trwało to i trwało i trwało, a od jakiegoś ponad tygodnia mam niesamowite pragnienie Boga. Taką żywa tęsknotę za Nim, która przemienia się w działanie. Dawno nie byłam w kościele na niedzielnej Mszy, mimo swojego udzielania się w religijnych ruchach. Mówiąc ze długo doświadczałam tej nicości mam na myśli mniej więcej czas od lipca do teraz. Ale juz w minioną niedziele odwiedziłam Kościół. Teraz spowiedź. Wcześniej w tym czasie tez oczywiście zdarzały mi się te rzeczy ale to nie było nic dla mnie "ważnego" -samo wychodziło ze się się działo. Być może to moje poruszenie znów się zachwieje i znów będę błądzić ale póki mogę to dziele się ta radością jaka dla mnie jest uczucie ze Bog jest i ze mnie słucha i ze po prostu jest blisko. Ktos w czasie tej ciemności powiedział mi, że nigdy nie rozmawialam z prawdziwym Bogiem. Miał rację. Ale mam nadzieje ze ten prawdziwy Bóg da mi się poznać i będzie prowadził. Bo nie jest łatwo. Ale nikt tego nie obiecał. Tam w górze za to już tak -tam będzie łatwo. Tutaj nie. To co pisze to jedynie fragmencik. Postaram się odezwać niebawem i napisać coś z innej beczki, mianowicie z kwestii juz relacji między ludzkich :) To będzie następne. Tymczasem dobrej nocy!